Zygmunt rozpoznał go po tych bielutkich kajzerkach i przećpanych, błyszczących oczach. Poczuł się oszukany. Nie przez Północnego. Przez swoją nadzieję, która po tamtej deszczowej nocy przerodziła się w pewność, że cztery nieba wysyłają znak. Przywołują Zygmunta, chcą jego obecności i uczestnictwa. Północny miał być sygnałem! Miał być powidokiem! Trwałym obrazem olśnienia, ocaleniem, przemieniającym lęk w radość, przypadek w przeznaczenie... W skrytości ducha, z nieśmiałą tęsknotą spodziewał się po Północnym jedności ich obu, złączonych sakrum nieba i chmur. Bez innych ludzi, bez kalekiej mowy pozorów! Bo tylko chmury i niebo północne miały dla Zygmunta znaczenie. A tu, w kinie lat dzieciństwa, zwyczajny