rolety z czarnego papieru. Zasłonili starannie okno i wypili po kielichu, uznając tym samym, że ten dym i te krzesła są pozostałościami po przyjęciu imieninowym. No, dobrze, a gdzie stół, gdzie talerze i resztki jedzenia? O to nie zapytali i wyszli w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Pani Robaczewska, właścicielka willi, omal nie padła z przerażenia widząc wkraczających Niemców, wiedziała bowiem o spotkaniu. Gdy żandarmi opuścili dom, rzuciła się na Fijasa, objęła go ramionami i ucałowała. Nie przypuszczam, aby Niemcy nie zorientowali się, co się u nas działo, ale jak to Niemcy:<br>"Ordnung muss sein". Byli od patrolowania ulic w czasie zaciemnienia