przeczenia. "Tak, to musiało stać się zaraz, dziś." Wyciągnięta ręka trafiła na lichutki kołnierz jej płaszcza. Poprawił go na spadzistych ramionach, których kształtem tłumaczył sobie smukłość szyi, lekkość osadzenia głowy. Ale teraz ta głowa ciąży mu już na dłoni opartej o jej bark. Obie ręce trzyma na jej ramionach.<br>Naraz ona staje się materialna, czuje ją przy sobie.<br>Myśli: "Kolumb", i wie, że na samo imię przyjaciela odepchnie ją, już ją odpycha. Pochyla głowę, jak człowiek przyjmujący rozgrzeszenie, trafia na jej rozchylone, czułe wargi. W odblasku reflektora, świecącego nad bunkrem koszar SS, widzi jej zogromniałe źrenice, fiołkowe jak rozmigotany w słońcu dymek