tym nie wie i nie domyśla się, że biorę na nim niezawiniony odwet. Czy to rzeczywiście tak boli? Któż by pomyślał, że mogę komuś sprawić tyle cierpienia? Dotychczas sprawiano je mnie. Niechżeż on tak nie kwili. Sonia. Sonia Sonia. To było dawno, zdawało się, że tak bardzo dawno, choć tylko onegdaj, i już Fryderyk odchodził do wspomnień, ale - porzucony - bronił się przed niepamięcią i wracał w długie godziny podróży, gdy śledziła usypiający stepowy krajobraz, znękany upałem i suszą.<br>W ostatnich dniach ich niewydarzonego romansu, kiedy godzina rozstania miała nadejść rychło, przyplątała się skądś litość, wywołana zapewne uporczywą Fryderykową rozpaczą, a był