swojej książce Stefan Kisielewski. Napomykając o tym, że polityka w wielu zakątkach świata wymknęła się z rąk polityków, stając się domeną "proroków" - zastanawia się, co w tej sytuacji należy doradzić Ameryce i Zachodowi. Prorocy działają, ale na <page nr=91> amerykańskich peryferiach, każdy mając niezbyt liczną grupę wyznawców. Wychowani pod innym niebem niż orientalne, nie zbiegną się wielomilionowym tłumem na Time Square, by pomaszerować z rozwiniętymi sztandarami na jakąś krucjatę. Za dużo w nich sceptycyzmu i za mało nienawiści, która jak dotąd - o czym Kisielewski dobrze wie, choć jako dobry chrześcijanin nie przypomina - była potężniejszym motorem, poruszającym masy niż miłość bliźniego. Ani prorocy, ani