pogodzeniu się wewnętrznym, skrytym, z możliwością, a możliwość i zgoda na nią już świadczy, że nie tyle mógłbym, ile chciałbym wierzyć w nic nie znaczącą przypadkowość spotkania.<br><page nr=154> A i podobieństwo twarzy nie wystarczy tu za argument, przeciwnie, wiem przecież, czuję każdą komórkę nerwów, że właśnie ono, niepodobieństwo, wybuchło tym bardziej oślepiającą rewelacją, gdy śmiech niespodziany, co się przebudził z martwych wiadomo gdzie, przywiał nie wiadomo z jak dalekich ciemności, spadł na tę obcą twarz nad dogasającym ogniskiem, obsypał ją jeszcze niewidocznym, a już ożywionym posiewem, niby atak bakcyli, drobnoustrojów pamięci i przypomnienia, rozpleniających się z sekundy na sekundę i wcześniej nim