I tamtego wieczora zaniosło nas z Pawełkiem - z Verkhoviny, gdzie w kiblu damskim w jednej kabinie ktoś rzygał, a w drugiej jakiś lunachick przypalał sobie koksik na łyżeczce zwiniętej z bufetu, aż smród szedł na salę - no, więc zaniosło nas do O'Hops. To tylko z pozoru uczciwy lokal, a naprawdę oszustwo, bo chociaż na podłodze są trociny, klientela to gówniarze z Wall Street, tacy, co raz chcą się poczuć radykalnie. Piją, palą, nawet klną, po paru piwach czują się jak aniołowie piekieł, ale potem stop. źapka do góry, taxi! Wracają grzecznie do swoich mieszkań w wysokościowcach. Między meble z rurek. A