zawsze, że dobry Bóg zawiesi dla was prawa biologii, tak jak bezwzględnie stosował je wobec waszych rodziców, dziadków. Oni przecież tacy niezgrabni, tacy beznadziejnie dosłowni, marnie ubrani, tacy nieporadni w zmaganiu z własnym przeznaczeniem. Rozmawiać umieliście tylko ze sobą, tamci to były żałosne figury, snujące się gdzieś w tle, ślepe, otępiałe, warte jedynie upchnięcia w zagraconym magazynie czasu przeszłego. Ale lata mijały i najtrzeźwiejsi z was zaczęli jednak dostrzegać, że ten kraj, błotno-buraczany ugór, nad którym nawet księżyc wygląda, jakby go zęby bolały, nigdy nie będzie, oględnie rzecz ujmując, wymarzoną oazą dla waszej młodości wszechogarniającej i wiecznej. Ci, co mogli