na rzutkiego jegomościa z wąsikiem, w raglanie z angielskiej wełny, który bez lęku zagadywał do żandarma wychodzącego z furtki ogrodzenia.<br>- A kogo mają, syna? - odważyła się wreszcie zapytać koło południa, gdy mijający bezowocnie mimo rzutkiej działalności czas pobratał ich bliżej.<br>- Na wiosnę będzie mu lżej... - pocieszała chłopską frasobliwą wiedzą. Czasem otwierała się furtka, by wypuścić kilkunastu ludzi pod eskortą żandarma, w asyście kilku granatowych, niby pilne owczarki zaganiających stadko szczególnie nędznych aresztowanych. Podejrzanych o zaawansowaną gruźlicę prowadzili do lekarza. Zaroiło się. Z bram i zaułków cwałowały matki<br>i babki, kombinowali coś w krótkich okrzykach bracia, uspokajali ojcowie. Nieraz, bywało, urwał się