wie? Może to wyjście najprostsze, może najtrudniejsze? Może, może - znowu głębokie i szerokie morze możliwości, a on stoi na brzegu i puszcza kaczki po wodzie!<br>Szum w głowie. Szum słów, śmiechów - mały ocean śródludzki, ocean dymu, alkoholu i twarzy. Było coraz głośniej, coraz odważniej i niebezpieczniej. Rubin skulony w kącie płakał, Owiewka krzyczał coś do niego o nowej rewolucji, o przerobieniu Watykanu w muzeum. Lew poprawiał tlenione kudły, najebany pstrykał zapalniczką, krzycząc "Zrobię wam z dupy Łorld Trejd Senter!", ku uciesze panienek przy stoliku obok. Podniecone bardziej jego tyłkiem niż słowami, szturchały Sychelskiego, by ich natychmiast zapoznał. Trawka chichotała z Bednarzem