dewastowanie biblioteki proboszcza. "Nie wy ją dewastujecie, to Ruscy", zwróci się do nich, ale tamci rękę w łokciu zegną i wyprężonym kułakiem mu pogrożą. "Zająć się czymkolwiek, żeby mój był wybór skojarzeń. Te lipy nad skwerem na przykład. Widzę, jak drży młoda zieleń, jeszcze nie wszechobecna, jeszcze początkująca i nie pachnąca. Dzieci pani Zofii, co jeszcze nie wydzielają soków, na które poleci samiec; jeszcze nie rosiczki te piczki... Na łąki". <br>Mijał szkołę. Dziedziniec wydał mu się definitywnie pusty. Cisza wielkosobotnia, której nic tu nie zamąci. Co? W drzwiach dziennikarz. Niby już wyszedł, nie całkiem, bo głową wrócił w cień korytarza... "On