święta Magdalena z wonnościami, żeby namaścić jeszcze węższe stopy z Ewangelii.<br> I chciało mi się zapłakać, upaść na kolana, przytulić się do jej stóp, całować je od małego palca do dużego, od podbicia do kostki, od kostki do pięt, od pięt przez całą podeszwę mokrą od rosy, zieloną od trawy, pachnącą żelaziście winnym sokiem.<br> A wtedy ona wyciągnęła spod jedwabnej szalówki ręce, na których wisiało spore pęto suszonej kiełbasy.<br> Widząc tę kiełbasę przypomniałem sobie, że nie jadłem już trzy dni, że jeszcze wczoraj wygrzebywałem z ziemi rozsypane ziarna kukurydzy, że ścinałem scyzorykiem żółty mlecz i pędy lebiody, że zjedliśmy z chłopakami