z chwilowej a słodkiej zadumy pastucha, szybko puścił się skroś łąk w kierunku Puszkarni. Pędził co sił w obawie, że Salisz się rozmyśli, że zawoła go z powrotem. Dopiero kiedy minął dębniak, posępny i cienisty, zwolnił trochę, aby zaczerpnąć oddechu. Za drucianą siatką, pomiędzy błękitnymi świerkami, leżał cicho wtulony w pagórek dom Dobrzynkiewiczów. Zamknięte okna trzymały w szybach ułomki czystego, pogodnego nieba. Nadbiegł spóźniony trochę Panfil. Podskoczył przypochlebnie do góry, niby to łapiąc służbowo jakąś muchę. Chytrym okiem spoglądał na Polka, chcąc się upewnić, czy ten widzi jego gorliwość tudzież oddanie.<br>- Linsrum! - odezwał się nagle czyjś głos. Przy kuchennych drzwiach, skryta