rękę w kieszeni, drugi ujmuje ją pod ramię.<br>Spodlona, przerażona sobą Baśka stoi w rogu sali. Raz tylko zdążyła krzyknąć: "Nie!" Teraz powtarza to "nie" zająkliwym szeptem, mięknąc w żelaznym uścisku wysokiego szatyna, który zdaje się pamiętać, gdzie ona ma na ramieniu otwartą, wypaloną ranę, i wczepia w nią żelazne palce.<br>- Tuż przy linii EKD... - kończy zdanie jakiś pan przy stoliku w pobliżu drzwi, zajęty spieniężaniem znacznej nieruchomości, i odwraca się niechętnie. - Pijana - konkluduje. - Pełno teraz tego wszędzie... - akcentuje z obrzydzeniem. - "Nie, nie" - przedrzeźnia półgłosem. - Już ja wiem, że potem, na osobności, nie będzie tego "nie" - komentuje zwycięsko, mrugając do kontrahenta