Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
kolejką do Wilanowa, innym znów razem do Łazienek, gdzie na jeziorze woził nas łódką.

Najchętniej jednak jeździłem konnym tramwajem i wraz z innymi zbierałem zużyte bilety tramwajowe, gdyż za sto takich biletów "człowiek ubogi" dostawał obiad w Towarzystwie Dobroczynności.

W domu wujostwa ustaliło się prawo pozwalające dzieciom wyjmować z kieszeni palta wuja Benedykta pozostawione tam miedziaki. Krysia i ja korzystaliśmy z tego prawa na równi z Antkiem i Zosią. Kupowaliśmy za nie w sąsiednim sklepiku landrynki - siedem za kopiejkę - oraz chleb świętojański. Codziennie też wrzucaliśmy parę kopiejek do miseczki żebraka, siedzącego z obnażonymi kikutami amputowanych stóp na wprost naszej bramy, na
kolejką do Wilanowa, innym znów razem do Łazienek, gdzie na jeziorze woził nas łódką.<br><br>Najchętniej jednak jeździłem konnym tramwajem i wraz z innymi zbierałem zużyte bilety tramwajowe, gdyż za sto takich biletów "człowiek ubogi" dostawał obiad w Towarzystwie Dobroczynności.<br><br>W domu wujostwa ustaliło się prawo pozwalające dzieciom wyjmować z kieszeni palta wuja Benedykta pozostawione tam miedziaki. Krysia i ja korzystaliśmy z tego prawa na równi z Antkiem i Zosią. Kupowaliśmy za nie w sąsiednim sklepiku landrynki - siedem za kopiejkę - oraz chleb świętojański. Codziennie też wrzucaliśmy parę kopiejek do miseczki żebraka, siedzącego z obnażonymi kikutami amputowanych stóp na wprost naszej bramy, na
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego