od jutra, w końcu tak sobie mnie znając i nie mając żadnej pewności, czy rzeczywiście się ożenię, zacznie oddawać mi połowę zarobków. Tym mnie ujęła, więc w poniedziałek stanąłem jako jej rycerz i pogoniłem precz całą złodziejską hołotę.<br>- Rysiu, Stasiu, wy dwaj kradliście najmniej, więc jeszcze daję wam szansę, ale pamiętajcie, ja to nie jestem pani Ewa, ze mną fuchy i numery nie przechodzą; będę was sprawdzał, patrzył na ręce, złapię choć na jednym - won!<br>To były dwa głupie, rubaszne czerepy; patrzyły na mnie chytrymi, nieżyczliwymi, plebejskimi ślipkami, ale ja, czując na sobie przede wszystkim wzrok Ewy, przemawiałem śmiało i pewnie