słowie pieszczotliwy zarzut, iż można wątpić w prawdziwość mego wyznania, panienka odpowiedziała cichym "Stasiu"; inżynier zakaszlał ostro, jakby mu flegma w gardle przeszkadzała. "Ewa - powiedziałem normalnym głosem - teraz idź do nich, jutro spotkamy się tutaj o piątej... Wiesz, teraz chcę być sam... Jeżeli się z czegoś cieszę, to...", "rozumiem" - odparła panienka podnosząc się z krzesła, "Ewa, i jeszcze jedno. Schowaj ten rejestr, nie chcę go oglądać", "dobrze, Staszek..." Po wyjściu Ewy inżynier łyknął tęgo (wprost z butelki), a ja rozumiejąc to jego wzburzenie, ten jego smak podobny rozczarowaniu wodzów, którzy ujrzeli, iż sojusznicy wcale sojusznikami nie są, powiedziałem "to była próbka