cebulką, wycierała nóż o ciepłą patelnię. Obrane kartofle krajał w talarki, lepiej powiedzieć po wrzosowsku: w plasterki, na jakieś pół centymetra, ważne, żeby nie za cienkie, bo je pryskający tłuszcz przemieni w bezkształtną bryję. Do tego koniecznie cebula, może być drobno pokrojona, trochę soli, dobrze, jeśli znajdzie się pieprz; cząber, papryka, czosnek - koniecznie. Całość ostrożnie kładł na rozpalony tłuszcz, tłuszcz warczy, mruczy, szarpie pokrywką. Róża mieszała drewnianą łyżką, bacząc, aby plasterki nie przywarły i nie sczerniały na brzeżkach lub na spodzie. Żeby tłuszcz jednakowo intensywnie wsiąkał z obu stron. Ta prosta i pożywna potrawa ma jedną przykrą wadę - produkuje w trzewiach