otuliła go szczelnie, zagarnęła miękko, jak nurt wody zagarnia pływaka. Szedł niemal instynktownie, .stopami wyszukując twardszy grunt ścieżki. Nad nim szeleściło tajemniczo niskie sklepienie lasu. Ledwo dostrzegalne półszmery, półodgłosy wypełniały ciszę niepohamowanym lękiem.<br>Po przyjeździe był już z Perełką na zamku. Wiedział, że gdy ścieżka się skończy, trzeba przejść przez park obok kościoła, potem jeszcze kawałek nad jeziorem, a potem w lewo wspiąć się do góry. Przypomniał sobie doskonale całą drogę, jednak nie był pewny, czy dobrze idzie. To przecież nie Wola, gdzie znał niemal każdy kamień i z pamięci mógł wyliczyć po kolei wszystkie domy na Górczewskiej. Tutaj panował inny