nią. Patrzył na nią, starając się ukryć intensywność tej obserwacji. Nigdy dotąd tak jednoznacznie nie widział na jej twarzy wyrazu niespełnionego macierzyństwa. Nie mieli dzieci, bo on nie chciał, dzieci nie były mu potrzebne. Najpierw wymawiał się, że mają czas, że są sprawy ważniejsze, a potem było za późno. I patrzył na jej oczy, zagadkowe, zielone czy szare? Stały dylemat, nie rozsądził, przecież najpierw zakochał się w oczach - piękne, mądre oczy, nie starzeją się, mają ów niezdrowy powab córek Lota. Kiedy ostatnio się śmiała? Mlecznym uśmiechem? Tak zwyczajnie, nie dla niego. Nie pamiętał.<br>- Jeszcze myślisz o Szycu?<br>Otrząsnął się. Przeniósł wzrok