Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Polityka
Nr: 23
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1995
nas embargo i odcięła dostawy, mówiono, że nie przetrwamy miesiąca. Minął rok, a my walczymy. - Niech przyjdą - mówi Mirko - będziemy walczyć do końca. Mam w domu kałasznikowa, drugiego kupiłem ojcu. Tu każdy mężczyzna ma broń i nic do stracenia. Któregoś dnia zaszedłem na wsi do starego gospodarza, by kupić flaszkę pędzonej przez niego rakiji. Poszliśmy do "magazynu" w stodole, a tam jak żywe działo przeciwlotnicze. - A tak - zaśmiał się bimbrownik - jak ustasze nadlatują, to wytaczam na podwórko. Moja stara i zięć pomagają. - A potraficie jeszcze trafić, dziadku? - spytałem. Tak się obruszył, że aż wylał chochlę śliwowicy na klepisko - W ustaszy zawsze
nas embargo i odcięła dostawy, mówiono, że nie przetrwamy miesiąca. Minął rok, a my walczymy. - Niech przyjdą - mówi Mirko - będziemy walczyć do końca. Mam w domu kałasznikowa, drugiego kupiłem ojcu. Tu każdy mężczyzna ma broń i nic do stracenia. Któregoś dnia zaszedłem na wsi do starego gospodarza, by kupić flaszkę pędzonej przez niego rakiji. Poszliśmy do "magazynu" w stodole, a tam jak żywe działo przeciwlotnicze. - A tak - zaśmiał się <orig>bimbrownik</> - jak <orig>ustasze</> nadlatują, to wytaczam na podwórko. Moja stara i zięć pomagają. - A potraficie jeszcze trafić, dziadku? - spytałem. Tak się obruszył, że aż wylał chochlę śliwowicy na klepisko - W <orig>ustaszy</> zawsze
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego