z salonu, wymawiając się obowiązkami. Zajrzała po drodze do kuchni, bo ostatnio Irenka towarzyszyła Gawlikowej. Dziecko z zachwytem przyglądało się produkcji wędlin, a zwłaszcza wędzeniu. Otulona w wyjedzone przez mole futerko, wyciągnięte ze strychu, w kapturku przybranym "riuszką", chyba dziewiętnastowiecznym, z olbrzymią kokardą pod bródką, wędrowała do smolarni. Używała w pełni swobody. Marta niepokoiła się trochę, aby mała nie zbliżyła się zbytnio do ognia albo żeby się nie przeziębiła. Przed kuchnią zatrzymała ją zdyszana Mania:<br> - Żeby pani wiedziała, jaką suknię szyje mi krawcowa! Nie byle jaka szwaczka, ale mistrzyni. W Warszawie modele robiła. Dla aktorek, dla prawdziwych dam, jak pani Ina