osady, mijając sklepy, gospodę "Przystań rybacka"<br>(której częstym gościem, jak skarżyła się pani Basia, był bosman<br>Lachowicz), dwa<br><br><br><br><br><page nr=86><br>kioski - z prasą i pamiątkami. Zieloną budkę, w której sprzedawano<br>lody. Potem szliśmy pod górę, drogą wśród wypalonych domów i wysokich<br>sosen, obok willi Ewy Braun. Kościół stał wyżej. Pamiętam rabaty z<br>peoniami i krzaki przekwitłych bzów. Zapach jaśminów unoszący się w<br>powietrzu. Kwitnące krzewy wyglądały jak białe bukiety.<br> Poniemiecki kościół był szary, nieduży, z wieżą krytą dachówką. W<br>środku pachniało starymi ławkami. Było ciemno, ponieważ okna z<br>granatowych i czerwonych szybek nie przepuszczały światła. Pamiętam<br>gipsową figurę Matki Boskiej w niebieskiej szacie