kłosami zboża w rękach. Dziewczynka, po chwili serdecznej rozmowy z matką, znikała w podziemiach sceny, wlokąc za sobą długi, biały tren.<br>Znaczenie tej sceny okazało się ogromne. Przeszłość i przyszłość - analizuje dyrektor Gawlik - gorycz i nadzieja, to, co obumiera, i to, co sposobi się dopiero do życia, znalazły tu idealną personifikację, a osobisty konflikt między matką a córką, cóż z tego, że ubrany w antyczny kostium, wyrósł do wielkiej, historycznej i filozoficznej metafory i zapewnił temu przedstawieniu szerszy być może wymiar. A Dymna - obok Zofii Jaroszewskiej - była jedną z wyrazicielek i kreatorek tej antynomii. Nieruchoma, spokojna, o melodyjnym, trochę słodkim w