jej białawą pierś, miażdżył chciwymi ustami - ten Hindus...<br>- Daleko - układał ją w ciepłym wgłębieniu, w białej kolebce.<br>Rozrzuciła szeroko ramiona, a on wsparł się jak rozkrzyżowany na jej dłoniach, splatając palce do bólu, słyszeli dalekie nuty, ptasie wołania i głębokie, oporne stękania morza zakończone mokrym chrzęstem zmywanego piachu, syczeniem wsiąkających pian.<br>Spoczywali obok siebie ociężali, senni, przywaleni blaskiem niewidzialnego słońca. Dotknięcie dłoni, pewność, że są tu, związani przychylnymi ciałami, pulsowała we krwi głęboką, spokojną radością.<br>- Idziesz do wody? - przeciągnęła się leniwie.<br>- Trzeba - poderwał się, chwycił mocno za dłonie, dźwignął z piasku.<br>Trzymając się biegli po uklepanym, wylizanym do czysta skraju plaży