Typ tekstu: Książka
Autor: Pankowski Marian
Tytuł: Fara na Pomorzu
Rok: 1997
łokciu zegną i wyprężonym kułakiem mu pogrożą. "Zająć się czymkolwiek, żeby mój był wybór skojarzeń. Te lipy nad skwerem na przykład. Widzę, jak drży młoda zieleń, jeszcze nie wszechobecna, jeszcze początkująca i nie pachnąca. Dzieci pani Zofii, co jeszcze nie wydzielają soków, na które poleci samiec; jeszcze nie rosiczki te piczki... Na łąki".
Mijał szkołę. Dziedziniec wydał mu się definitywnie pusty. Cisza wielkosobotnia, której nic tu nie zamąci. Co? W drzwiach dziennikarz. Niby już wyszedł, nie całkiem, bo głową wrócił w cień korytarza... "On ją cału..." Hans odwrócił głowę. I przed siebie, znanymi ulicami.
Czyjeś kroki przyśpieszone, arytmiczne. "Niech myśli, że
łokciu zegną i wyprężonym kułakiem mu pogrożą. "Zająć się czymkolwiek, żeby mój był wybór skojarzeń. Te lipy nad skwerem na przykład. Widzę, jak drży młoda zieleń, jeszcze nie wszechobecna, jeszcze początkująca i nie pachnąca. Dzieci pani Zofii, co jeszcze nie wydzielają soków, na które poleci samiec; jeszcze nie rosiczki te piczki... Na łąki". <br>Mijał szkołę. Dziedziniec wydał mu się definitywnie pusty. Cisza wielkosobotnia, której nic tu nie zamąci. Co? W drzwiach dziennikarz. Niby już wyszedł, nie całkiem, bo głową wrócił w cień korytarza... "On ją cału..." Hans odwrócił głowę. I przed siebie, znanymi ulicami. <br>Czyjeś kroki przyśpieszone, arytmiczne. "Niech myśli, że
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego