pokoju, coraz częściej niby przypadkiem temat niczyjego pokoju pojawiał się w rozmowach, kłótniach, marzeniach sennych tudzież na jawie, z zazdrością i tęsknotą spoglądała w kierunku zapomnianej części domu, starego, zwichrowanego okna. <br>Zofia w końcu postawiła na swoim i do zagrzybionego, zawilgoconego pokoju wprowadziła się z kilkoma przedmiotami, które jeszcze posiadała: pidżamą, łyżeczkami z zastawy ślubnej, maszynką gazową, musztardówkami, zaśniedziałym imbrykiem, świętymi obrazkami i radiem, w którym nadawał katolicki głos w twoim domu. Powtarzała często, że nie życzy sobie, by ktoś ją utrzymywał, nie chce być niczyim utrapieniem, niczyją matką, w końcu nawet powiedziała: a nawet niczyim trupem. Umierała zresztą setki razy