głową na znak zgody. <br>Wszedłszy do pokoju, poczuł potrzebę czegoś bliskiego. Przyłożył ręce do kafli. "Tak chyba rodzą się obrzędy. Najpierw siadamy wokół ognia, czy stajemy przy piecu, bo zmarzliśmy... A potem, dzień po dniu, nie tyle wiem, <hi rend="spaced">ile wie mi się</> , że tuż po przekroczeniu progu należy dłońmi dotknąć pieca..." <br>Przypomniał mu się komunalny zapalacz latarni gazowych. Okiem samotnego dziecka obserwował zza firanki mężczyznę w granatowym drelichu, jak staje i głowę zadziera do graniastej lampy, i jak bambusową tyczką włącza, hen, hen, w górze gaz. Przez chwilę patrzy, jak światło nabiera mlecznej niebieskości, po czym - jakby grał w klasy - z