zaopatrzeni w radio, którego magia sprawia, że niemal w każdej chwili możemy połączyć się z lądem, by zapytać lekarza, co zrobić ze skaleczoną i siniejącą ręką, co począć, gdy zaczyna rozlatywać się maszt, jak naprawić kapryszący silnik lub po prostu dowiedzieć się, jakiej należy oczekiwać pogody?<br> Norweski żeglarz Hansen, żeglujący pięćdziesiąt lat temu samotnie wokół Przylądka Horn bez radia, wiedział, że jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie, nikt nie pospieszy mu na ratunek. I tak też się stało. Nawet nie wiemy, jak zginął. Oczywiście nonsensem byłoby rezygnowanie z możliwości ratowania życia via radio tylko dlatego, żeby się równać z Hansenem. Ale przyzwoitością