kserokopie, pije wodę z kranu, zasuwa środkową szufladę komody, w której trzyma spodnie, odkłada na stertę przeczytany egzemplarz "New York Timesa" i znów wybiega na ulicę, uświadamiając sobie po drodze, że nie sprawdził nowych wiadomości na automatycznej sekretarce. Trudno, szkoda czasu. Dobrze, że przynajmniej nie zapomniał zabrać giętkiej dyskietki z pierwocinami scenopisu i pudełeczka, które wczoraj wcisnął mu Jake Finkelstein. W pudełeczku po cukierkach tic-tac grzechocze pojedyncza różowa tabletka. Drobiazg w sam raz na taki dzień jak dzisiaj.<br><tit>Seminarium</><br>Niebo tymczasem posiniało. Anglik nie lubi tego nieba, które jest zbyt wysokie i zbyt dramatyczne, za mało też na nim pyzatych