oknie, niecierpliwie wyczekiwałem zjawienia się na podwórzu Wani Mandrowskiego, w końcu wybiegałem z domu, przykładałem do ust dłonie zwinięte w trąbkę i wołałem:<br><br>- Wstawaj, podymajsia, raboczij narod!<br><br>Na to umówione hasło pierwszy wybiegał Wołodia, zaraz po nim Kukurydza i wreszcie, zapinając po drodze guziki czarnej "kosoworotki" - Waniusza.<br><br>Z okna piątego piętra wychylała się ciotka Mandrowska i wycierając ręce błyszczące od mydlin groziła nam z góry:<br><br>"Raboczij narod..." Próżniaki zatracone! Kija na was trzeba!<br><br>Gdy wpadała w gniew, bezpieczniej było wyjść na ulicę... Łamiąc zakazy rodziców, oglądając się niepewnie za siebie, mknęliśmy na Włodzimierską Górkę, skąd rozpościerał się rozległy widok.<br><br>Kijów to