muzyka pledem i piechotą ruszył w dół Broadwayu. Szedł i szedł, znakiem orła torując sobie drogę wśród krawaciarzy wychodzących z pracy, dostał w łydkę kantem aktówki, potem otarł się o niego transwestyta w lokówkach, lecz oto wreszcie, godzinę i pięć minut później, Carlos staje przed metalowymi drzwiami peronu na wysokim piętrze dworca, którego przęsła wibrują jak ściany glinianej wieży.<br>Nie czeka długo. Oprócz niego przy srebrnych drzwiach, za którymi ma się zatrzymać dalekobieżny autokar, stoi gruba Murzynka w pomarańczowym dresie i dwaj młodzi kolesie, jeden z kitką, drugi ostrzyżony na jeża, obaj w misiowych kurtkach, niegroźni, o irlandzkiej urodzie. Za szybą