Verneuila, "Il giorno della civetta" Damianiego... Piosenka mogłaby się wydawać jego uboczną pokusą. Śpiewać zaczął zresztą dopiero w wieku czterdziestu sześciu lat. Nie komponował muzyki, nie pisał tekstów. A jednak to w piosence spełnił się najbardziej.<br><br>Włoski emigrant (ojciec był antyfaszystą i musiał uciekać spod rządów Mussoliniego), trochę malarz, trochę pijak, trochę apasz, był zawsze, pomimo scenicznych i filmowych sukcesów, postacią dosyć marginalną. Śpiewał o tym, co zapewne znał najlepiej: o samotności, starzeniu się i nigdy nie spełnionej miłości. W największym skrócie powiedzieć można, że miał w repertuarze piosenki smutne, bardzo smutne i tak smutne, że już tylko w łeb sobie