od filmu. W spektaklu wyparowuje ten rodzaj intymności, który może się zrodzić tylko podczas spotkania czytelnika z zapisaną kartką papieru. Autorskie "ja" jest wtedy zrekonstruowane, zamienione w literackie postaci. Flaubert, przy okazji "Pani Bovary", mówił, że "nie wolno pisać siebie; autora trzeba odczuwać wszędzie, ale nie można go widzieć". <br>Nie pisać siebie, nawet opowiadając w pierwszej osobie. Być niewidzialnym, widząc w obrębie opisu wszystko. Dla Tomasza Manna "Faustus" był "ja" zwielokrotnionym - rozliczał się z historią Niemiec, ze sobą. Pytanie tylko, czy taka szczerość jest dobra dla sztuki? Może, gdy chce się pokazać w teatrze prawdę, potrzebne jest wyrachowanie, może nawet cynizm? André