wtedy lekcję gładko, a skończę tę dziwną szkołę z odznaczeniem, wieńcami, mową pogrzebową i długą, długą pamięcią rodaków.<br>Otworzyły się drzwi do sali jadalnej. Już oto nikną i maleją korytarze, zalewają je swoim hałasem i jaskrawą żywotnością ludzie. Podochoceni, pełni dobrej nadziei po zaspokojeniu potrzeb ciała, wydają mi się dziwnie płascy i pospolici. Niechętny i niespokojny, błąkam się wciąż sam wśród nich. Mijają mnie jak cienie, nie wierzę w ich świadomość, są bajką, złudą, błyskiem słońca na szybie. Żeby dzień się skończył wreszcie! Ufam, że noc i teraz, jak tyle, tyle razy, wchłonie mój jaskółczy niepokój, że zbudzę się rankiem nie