Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
wystawał na moście z wędką. Niewiele zyskał na swoich czarnosecinnych zapędach i teraz jakby nigdy nic nadal przynosił doktorowi Jakubowi codzienną pocztę, kłaniając się nisko za drobne napiwki.

Mieńszykow siedział na ławeczce przed sklepem i głaskał wypielęgnowaną brodę. Matka zabrała mnie z sobą, gdy szła do niego, aby mu wręczyć plenipotencję na sprzedaż placu, który ojciec swego czasu kupił za część składek emerytalnych.

Mieńszykow przywitał nas bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:

- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.


- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża
wystawał na moście z wędką. Niewiele zyskał na swoich czarnosecinnych zapędach i teraz jakby nigdy nic nadal przynosił doktorowi Jakubowi codzienną pocztę, kłaniając się nisko za drobne napiwki.<br><br>Mieńszykow siedział na ławeczce przed sklepem i głaskał wypielęgnowaną brodę. Matka zabrała mnie z sobą, gdy szła do niego, aby mu wręczyć plenipotencję na sprzedaż placu, który ojciec swego czasu kupił za część składek emerytalnych.<br><br>Mieńszykow przywitał nas bardzo uprzejmie i zaprosił do sklepu:<br><br>- Spójrz, Wasylisa, takiego chłopca chciałbym mieć - powiedział do żony siedzącej przy kasie. - Ale cóż - dodał złośliwie - ogórki ci raczej sadzić niźli dzieci rodzić.<br><br><br>- A pani, Eleonoro Karłowna, pani wyjeżdża
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego