bliska. Nawet to bydlę, Wąsik, zbladło, naczelnikowi Pytlowi zaczęły się trząść ręce, a kupcowa łapała powietrze jak ryba wyjęta z wody. Rewizja przebiegała sprawnie i w miarę jej postępów rosło moje przerażenie. Z teczki roztrzęsionego naczelnika Pytla, który okazał się referentem, wyciągnęli akta podatkowe sklepikarki, a z jego kieszeni - gruby plik tysiączłotówek, na oko ze sto pięćdziesiąt sztuk. Kieliszki z wódką dopełniały realistycznego obrazu typowej transakcji łapowniczej. Mnie zaszumiało w głowie i usiadłem na krześle. Oto los uderzył w chamski, jak najgłupszy sposób i przez tego pijaka będę siedział w więzieniu, bo kto mi uwierzy, że nie brałem w tym udziału