tańcach i popijawach, ale rzadko, bo oni przeważnie byli strasznie "sieriozni") wyraźnie się popsuły. 5 marca szliśmy z Witkiem po schodach gmachu Neofilologii, kiedy na półpiętrze spotkaliśmy Aldonę z romanistyki, nalepiającą ulotkę na naszej, zetemesowskiej tablicy. Zatrzymaliśmy się. <br>- No co, może mi zabronicie? - agresywnie posunęła się w moją stronę z plikiem ulotek w ręce. Słabo ją znałem, choć oczywiście wiedziałem kim jest, tak jak ona miała pewno z grubsza pojęcie o mnie - szefie ZMS-u na wydziale. Witek był, tak jak i ja, członkiem komisji organizacyjnej Zarządu Uczelnianego.<br>- Niczego ci nie zabraniamy, ale nie ruszaj naszej tablicy. Poza nią rób co