Raz kamień wypadł mu spod stopy i potoczył się w dół. Pociągnął za sobą inne; mała lawinka, hurkocąc, uderzyła z impetem w kosmatą ścianę jakieś <page nr=179> sto kroków pod nim; wypełzła stamtąd smuga błyskającego pod światło dymu, rozwinęła się w powietrzu i trwała chwilę zawieszona, jakby wypatrując, a on zmartwiał cały; po dobrej minucie rozrzedziła się i bezszelestnie wsiąkła w połyskliwy gąszcz.<br>Dochodziła dziewiąta, kiedy, wyjrzawszy zza kolejnego głazu, dostrzegł w dole, na samym dnie doliny - rozszerzała się tu znacznie - jasną poruszającą się plamkę. Ręką, która drżała, wydobył z kieszeni małą składaną lornetę, nakierował ją...<br>To był człowiek. Powiększenie było zbyt małe, aby