śmiech, płacz były fałszem, jak obrazy podkładane pod muzykę. Jest pewna znakomita pianistka polska, która grając Chopina pomaga muzyce mimiką i dramatycznymi ruchami głowy - nie wie, że kiedy gra, nie istnieje. Aktor grający Racine'a także nie istnieje. Cała sztuka polega tylko na tym, żeby nie istnieć. Eichlerówna potrafiła w <name type="tit">Fedrze</> po mistrzowsku nie istnieć: jej głos (którego głosu nie lubię i którego nie zapomnę) kreślił w powietrzu sceny, czyste linie dumy, wstydu, miłości i bólu. Nie było nic poza głosem, przechyleniem postaci, wyciągnięciem rąk. Nieruchoma twarz, przymknięte oczy - nieobecność, której wiersz Racine'a nadawał wszystek sens.<br>2. Obcość tego teatru w naszej tradycji