mężczyzna... W Paryżu - to był człowiek z jaśniejącą twarzą i przeszywającym wzrokiem. Nie mówił do mnie nic, a ja rozumiałem go w każdym ruchu, każdy ruch, każde drgnienie było słowem. I nie był to wcale język polski, to był język, który istniał, zanim pojawiły się na świecie języki... Potem zostało po nim tylko światło i długo za mną szło to światło, i nawet kiedy wylądowałem wreszcie w domu, w swoim pokoju - wciąż trwała wokół mnie ta świetlistość. Powiedział mi, że nie ma dla mnie innego wyjścia, że i tak za długo czekałem, zwlekałem, że najwyższy czas, żebym zabrał się do pracy, która