mnie ostatecznie, że tylko wspólnictwo wynikłe z przynależności do tej samej grupy, do grupy chorych i kalek, może przetrwać; fizycznie trudno byłoby mi z inżynierem rywalizować, poza tym miałem na to za mało czasu. Padłem na podłogę uderzając o nią kilkakrotnie głową, dywan zamortyzował uderzenie, wstrzymałem się od wypuszczenia na podbródek nitki śliny, gdyż wiedziałem, że naturalistyczne szczegóły zniszczyły niejedną wielką rolę; spod przymkniętych powiek obserwowałem Basię, jej buzia osłodzona była uśmiechem. Kusztykała wprawdzie wokół mnie, pytała "co panu jest, co panu jest?", ale uśmiech nie znikał, otworzyłem oczy, podniosłem się opierając o meble, twarz Basi była poważna, lecz nie było