Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
drzewa; płoty, budynki wypływały z konturów. Szedł opłotkami, na pamięć, ulicą wolał nie ryzykować, było już po godzinie policyjnej. Bogiem a prawdą, wielkiego niebezpieczeństwa nie było. Niemcy ulice Wrzosowa nocą patrolowali sporadycznie, co innego asfaltówka na Warszawę i linia kolejowa, w tamtych miejscach i Niemcy, i Kałmuki. Poza tym pojedynczy, podpity Polak jesienią cztedziestego czwartego nie mógł być zagrożeniem.

Nikogo nie spotkał. Starał się w domu nie robić hałasu. W korytarzu wpadł na Różę, czekała.
- Nie śpisz - zdziwił się.
- Nie mogłam, czekałam, zostawiłeś mnie na tak długo samą - poskarżyła się - znowu chodzisz po kominkach.
Jassmont przygładził włosy, powiesił kurtkę, lśniła wilgocią
drzewa; płoty, budynki wypływały z konturów. Szedł opłotkami, na pamięć, ulicą wolał nie ryzykować, było już po godzinie policyjnej. Bogiem a prawdą, wielkiego niebezpieczeństwa nie było. Niemcy ulice Wrzosowa nocą patrolowali sporadycznie, co innego asfaltówka na Warszawę i linia kolejowa, w tamtych miejscach i Niemcy, i Kałmuki. Poza tym pojedynczy, podpity Polak jesienią cztedziestego czwartego nie mógł być zagrożeniem. <br><br>Nikogo nie spotkał. Starał się w domu nie robić hałasu. W korytarzu wpadł na Różę, czekała.<br>- Nie śpisz - zdziwił się.<br>- Nie mogłam, czekałam, zostawiłeś mnie na tak długo samą - poskarżyła się - znowu chodzisz po kominkach.<br>Jassmont przygładził włosy, powiesił kurtkę, lśniła wilgocią
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego