Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
niski, gardłowy, nazwałem go w myślach: stepowym, bo Sonia była Ukrainką, wywiezioną w głąb Związku Sowieckiego z rodzinnego mająteczku na Podolu, i zanuciłem,

Ja Ukrainka...

i wiedziałem, że spodobałoby się to Soni, i spojrzałem na zegarek: fosforyzujące wskazówki zbliżały się jedna do drugiej u szczytu tarczy, musiałem więc długo stać pogrążony w tym pięknym wspomnieniu, a dziewczyny śpiewały:

Słońce już zeszło z pól, zeszło z gór,
w cichym śnie spocznij już,
Bóg jest tuż...

i rozchodziły się do namiotów ustawionych półkręgiem koło ogniska, które dogasało i tylko wśród popiołów pobłyskiwało zarzewie, którego już nikt nie zamierzał rozdmuchiwać, chyba wiatr, ale wśród
niski, gardłowy, nazwałem go w myślach: stepowym, bo Sonia była Ukrainką, wywiezioną w głąb Związku Sowieckiego z rodzinnego mająteczku na Podolu, i zanuciłem,<br><br>Ja Ukrainka...<br><br>i wiedziałem, że spodobałoby się to Soni, i spojrzałem na zegarek: fosforyzujące wskazówki zbliżały się jedna do drugiej u szczytu tarczy, musiałem więc długo stać pogrążony w tym pięknym wspomnieniu, a dziewczyny śpiewały:<br><br>Słońce już zeszło z pól, zeszło z gór,<br>w cichym śnie spocznij już,<br>Bóg jest tuż...<br><br>i rozchodziły się do namiotów ustawionych półkręgiem koło ogniska, które dogasało i tylko wśród popiołów pobłyskiwało zarzewie, którego już nikt nie zamierzał rozdmuchiwać, chyba wiatr, ale wśród
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego