znikło za zakrętem. Czyżby staruszek, pamiętając, że jego pan lubił szybką jazdę, specjalnie dodawał gazu, żeby i ta ostatnia podróż minęła stryjowi przyjemnie?<br>Alicja obejrzała się przez ramię i parsknęła niepohamowanym śmiechem. Drogą prowadzącą między błotnistymi polami, bo zabudowania minęli kilka minut temu, biegli - wyciągnięci w długi szereg - pozostali uczestnicy pogrzebu. Rwali do przodu, sapiąc, dysząc i ociekając potem znajomi oraz przyjaciele stryja, w tym dziadkowie i babcie; pędził ksiądz z rozwianą sutanną, przytrzymując ręką biret, gnała wielkimi susami, czerwona z wysiłku, gruba blondynka, którą Alicja zauważyła wcześniej, a trzy psy, które nie wiadomo kiedy przyłączyły się do konduktu, mknęły na