we mnie buntu było rzeczą naturalną w moim życiu, ponurą konsekwencją całego ciągu życiowych skierowań, bo jeśli pewne decyzje podejmowałem sam, przeważnie u ich podstawy leżały decyzje innych, musiałem godzić w sobie dwa różne pragnienia, własne pragnienie bycia sobą i czyjeś pragnienie, żebym sprostał nadziejom, jakie ten ktoś we mnie pokładał. Stałem na progu biblioteki, mojego maleńkiego świata, którego nie byłem w stanie utrzymać. Niczego nie potrafiłem utrzymać dłużej niż chwilę, prędzej czy później traciłem wszystko, do czego się przywiązywałem, może właśnie owo nadmierne przywiązanie, sposób, w jaki okazywałem wszelkie związane z tym uczucia, sprawiało, że świat wymykał mi się nieustannie