chóralnego, którym dworki budziły ją ze snu. Hymn poranny zaczynał się od słów: <br><br>Zawitaj, pani umiłowana, <br>Ozdobo księstwa Świdnicy! <br>Wybiegła do komnaty przyjęć. Cóż za widok okropny przeraził oczy panienki. Jej ukochane, żwawe zawsze i rozśpiewane dworki ruszyć się z miejsca nie mogły. <br>Wsparte na laskach i kulach, jak kaleki, pokurczone, drżące, skarżyły się szeptem, wymachując coś rękami. Mruczek, zwinięty w kłębek, nie zdołał się rozkurczyć. Bufcio leżał półmartwy. Umiłowana Częstobronka, nie mogąc się już wyprostować, siedzi sparaliżowana w klubowym fotelu i tak okropnie kaszle, że księżniczka, zasłoniwszy uszy, uciekła. I wprost do dręczyciela: <br>- Ty <orig>oszkliwcze</>! Ty potworze z piekła rodem