niby że my tu jesteśmy "prywatnie". Tak nas speszyła obecność prawdziwych malarzy, że się spięliśmy. W pewnym momencie patrzymy, przychodzą właściciele sztalug: cześć, cześć. To wtedy byli dla nas poważni ludzie: studenci z Krakowa. No i oni tak:<br><q>- A wy tu to co?<br>- My to tak, żeśmy sobie tu przyjechali połazić.<br>- No, to cześć.<br>- No, cześć.</><br>Tego samego dnia wieczorem wracamy do naszego pokoju, patrzymy, nasze dwa obrazy oparte o ścianę, a oni siedzą i oglądają. O Boże! I ta rozpacz. Pamiętam, że oni nam wtedy dali bardzo konkretne i dobre uwagi typu: "<q>Tutaj jest dobrze z kolorem, tam trochę bym