od strony Moszczenicy - parująca w chłodzie przedświtu lokomotywa przeciskała się z jakimś gwałtem przez mgłę. Świecące z lekka, podskakujące oczy, snop iskier, łomot i czerń przelatujących przed twarzami skulonych z niewyspania, żebraczo stojących stworzeń - ciemnych, starych, rozklekotanych wagonów. Uderzał cię w twarz zimny powiew, swąd popiołu, żelaza i smarów - twoje półprzytomne półczuwanie uderzał w twarz. Zaczęło to wszystko stawać ze zgrzytem,<br> <page nr=36><br> a skurczone sylwetki zaczęły podchodzić, zmieniać miejsce, podbiegać - jakoś tak ptasio - i cofać się w stronę upatrzonych, widać lepszych od innych drzwi. Pamiętajmy, że każdy wagon miał pięć, sześć par takich drzwi. Ktoś zrywał się nagle i pędził do przodu