adres, który wskazał Campilli. Pałac Sciarra-Colonna, przy Corsie, wejście na prawo z podwórca, pierwsze piętro. Nazwa klubu: "Circolo Romano". Oto on! Olbrzymie, rzeźbione drzwi. Mosiężny dzwonek, osadzony we wklęsłej, wielkiej, wmurowanej oprawie. Dzwonię. Portier w liberii. Szatniarz w liberii. Szef sali we fraku, tak jak i kelnerzy, zresztą bezczynni, ponieważ lokal niemal pusty. Pytam o Campillego. Odnajduję go w rogu. Jak to on, wstaje sprężyście na mój widok. Następuje przywitanie jak za najlepszych czasów: promienne uśmiechy, przeciągające się ściskanie za ręce. <page nr=192> - Świetnie wyglądasz! - mówi Campilli. - Opalony, wesół. Do złudzenia przypominasz mi swego ojca. On też umiał tak jak ty doskonale